W ciągu ostatnich dwóch tygodni na naszym fanpejdżu trwał konkurs pt. „Pierwszy dzień w nowym domu” (KLIK). Niedawno obchodziłyśmy z Janką drugą rocznicę jej pierwszego dnia u mnie, dlatego serdecznie Wam dziękuję za podzielenie się z nami swoimi historiami i zdjęciami z tego pierwszego dnia Waszych zwierzaków u Was.
Wszystkie zdjęcia i historie znajdują się w konkursowym albumie na facebooku (KLIK), oprócz psów, zagościła też jedna fretka! Każda z historii była wyjątkowa, a zdjęcia które im towarzyszyły miały niesamowity przekaz emocjonalny.
Nagrody były trzy, dlatego zwycięzców jest trzech. Oto oni!
Moja przygoda ze zwierzątkiem jest smutna a zarazem dobra. Gdy mój brat jechał do babci przez las (chyba do babci dokładnie nie pamiętam) zobaczył psa który jest przywiązany do drzewa. Mój brat kocha zwierzęta tak jak każdy u nas w rodzinie, więc podbiegł do Rivy. Ona nie próbowała uciekać ani się bronić (gryźć mojego brata). Miała ona związane łapki i siedziała na worku z którego wcześniej musiała się wydostać. Była cała w bliznach po bójkach z innymi psami i po biciu (chyba ten właściciel który ją wcześniej miał ją strasznie bił) Tomek (mój brat) zabrał ją do samochodu i szybko przywiózł do domu. Miała ona ze 100 kleszczy na całym ciele jak nie więcej w 1 uchu miała 7 kleszy a w drugim 4. Na łapkach miała po 5! Miesiąc przed spotkaniem Rivy w domu rozmawialiśmy o kupieniu beagle, a ona wygląda jak beagl (ma takie umaszczenie, podobne) No i później się śmialiśmy z tego, że chcieliśmy beagle no i mamy. Riva po miesiącu u nas wyglądała zupełnie inaczej! Była grubiutka i umiała dużo sztuczek, bo ją nauczyłam. Jest nam bardzo wierna, nigdy niepróbowała nas ugryźć ani nie podrapałapogryzła mebli. Raz rozszarpała moje ulubione kapciuszki, ale jej wybaczyłam.
Historia Rivy udowadnia mi, że jednak istnieje przeznaczenie. Przerażająca sytuacja jaka spotkała Rivę, bezduszność poprzedniego „właściciela” napotkała bezinteresowność chłopaka, który zwrócił uwagę na psiaka w potrzebie. Przyprowadził go do domu, w którym dostał należytą opiekę. Bardzo się cieszę, że Riva na Was trafiła i mam nadzieję, że dzięki obroży będzie widoczna zawsze i wszędzie.
Kiedy tylko nauczyłam się mówić, zaczęłam prosiłam rodziców o psa. Lata mijały, a ja prosiłam, prosiłam i prosiłam o małe szczekające stworzonko.Pierwszy dzień Rysia w naszym domu pamiętam doskonale! Czekałam na niego od zawsze! Kilka tygodni, przed moimi 20-mi urodzinami, ciocia zabrała mnie do pewnej pani, która przygarniała bezdomne psy z okolicy, a teraz oszczeniła się jedna z suczek i został ostatni szczeniak do wzięcia. Kiedy weszłyśmy do domu, przywitała nas gromadka czworonożnych zwierzaczków, oprócz jednego, który spał sobie smacznie w patelce, obok kulki ryżu. I właśnie ten Ryżowy Maluch miał mi się niedługo spełnić. Ponieważ był jeszcze zbyt młody, wróciłam po niego, gdy skończył 7 tygodni. Przyjechałam dzierżąc w dłoni utkany przez mamę mały pomarańczowy kocyk dla nowego członka naszej rodziny, coby się pewniej poczuł. Bawiąc się z psami, nacierałam kocyk zapachem o mamę Rysia. Kiedy nadszedł czas odjazdu, owinęłam go szczelnie upachnionym kocykiem i wsiedliśmy do samochodu. W domu, Mała Kulka od razu zaczęła zwiedzać, rozczulając sobą domowników. Był wieczór, pozapoznawaliśmy się jeszcze trochę, pobawiliśmy i poszliśmy spać. Ryś miał przygotowane, ręcznie uszyte legowisko. W środku nocy obudziło mnie ciche piskanie. To Ryś odnalazł w ciemnościach moje łóżko, ale był jeszcze zbyt mały, żeby wskoczyć. Wciągnęłam Malucha do łóżka, ten umościł się wygodnie, kładąc łepek na mojej szyi. Zdjęcie zrobione zaraz po przyjeździe do domu 🙂
Uwielbiam spełnianie marzeń! A ryżowy maluch był właśnie takim odwiecznym marzeniem Justyny – sama miałam takie marzenie i żałuję, że udało mi się je zrealizować tak późno. Rodzina Justyny porządnie przygotowała się do przygarnięcia Rio, ale scenariusz jest praktycznie zawsze taki sam – psiak ląduje w łóżku 🙂 🙂 🙂 Mam nadzieję, że smycz przyda się Wam na wieczorne spacery, bo skoro Rysia może nie być widać (taki to minus posiadania ciemnych psów!), to może chociaż smycz się będzie odznaczać w ulicznych latarniach.
Smaczki wygrywa Adriana i Nela
Nelę wypatrzyłam na fb PSA NA ZAKRĘCIE, miała ok. 1,5 roku życia i fatalny początek swojego życia. Została znaleziona w lesie wraz z czwórką szczeniaków. Na adopcję czekaliśmy ok. miesiąca, ponieważ młoda mama musiała wykarmić swoją gromadkę. Nadszedł 29 kwietnia 2012 roku i wybraliśmy się 300 km pod Warszawę, do hoteliku dla zwierząt w którym
przebywała. Nela przywitała nas szczekaniem, nie bardzo chciała do mnie podjeść, nie chciała żadnego przysmaku, które dla niej mieliśmy. Po wszystkich formalnościach nadszedł czas powrotu do domu. W czasie podróży chwilę siedziała mi na kolanach, ale po pewnym czasie zdecydowała, że będzie siedziała w tyłu na kanapie. W połowie drogi zrobiliśmy przerwę na ”siku”. Zatrzymaliśmy się na stacji paliw, obok której było dużo zieleni, aby pospacerować. Nela po wyjściu z samochodu (na smyczy oczywiście) stała jak sparaliżowania, zupełnie nie wiedziała co ma robić i o co nam chodzi. Po nieudanej próbie pierwszego spaceru zdecydowaliśmy, że jedziemy dalej. Mój partner chciał wziąć Nelę na ręce, aby zanieść do samochodu. Jej reakcja była zaskakująca, wpadła w taką panikę, że ugryzła swojego nowego Pana. Ona była zdenerwowana, my byliśmy zdenerwowani, tym bardziej, że nie mieliśmy żadnej informacji o szczepieniach, bo mieliśmy ją zaszczepić, gdy już będzie u nas. Powrót do domu zakończył się na pogotowiu i w sanepidzie, aby powiadomić o ugryzieniu przez psa, bez ważnego szczepienia, gdyż musiała być poddana kwarantannie…Tak wyglądał nasz pierwszy dzień razem, nie należał do najprzyjemniejszych. Zupełnie inaczej sobie wszystko wyobrażaliśmy. To był początek poznawania psa, który przeszedł piekło na początku swojego życia. Jesteśmy już razem 2,5 roku. Nela jest niesamowicie lękliwym psem, nauczyliśmy się z nią żyć i już teraz nie wyobrażamy sobie życia bez niej 🙂
Pierwszy dzień Neli w nowym domu nie należał do najłatwiejszych – nie tylko dla niej, ale także dla nowych opiekunów był on prawdziwym wyzwaniem. Ogromnie się cieszę, że nadal jesteście razem i mam nadzieję, że dziś Nela zwraca większą uwagę na smaczki, bo mam wrażenie, że tej nagrody się nie oprze!
Wyróżnienie (nagrodę niespodziankę) zdobywa Wiktoria i Maja
Trzy lata temu moja mama postanowiła kontynuować frecie życie. Wcześniej mieliśmy 3 fretki więc nie był to problem. Padło na domową hodowlę pod Częstochową. Pojechaliśmy tam i została tylko mała sierota która była w typie tych mniejszych fretek. No trudno się mówi. W domu pokazała swój charakter. Destrukcja wszystkiego, gryzienie dla zabawy i szaleństwo, duuużo szaleństwa. Po trzech latach mogę stwierdzić że fretka mi się udała. Pełna energii i dzikiego zapału. Lubi też wkurzać psy i gości.
Tak to właśnie nikt do nas nie przychodzi bo to mały tyran 😀 Fretka-tyran, która nie toleruje gości? Też bym chciała móc owinąć sobie rodzinę wokół palca 😉
Maja była jedynym nie-psem w konkursie i dlatego chciałabym jej i jej pańci przyznać nagrodę niespodziankę.
—
Serdecznie dziękuję za wszystkie prace, gratuluję zwycięzcom i przez najbliższy tydzień czekam na Wasz kontakt – jeśli do 7 grudnia 2014 nie odezwiecie się do mnie w sprawie wygranej, Wasze nagrody przepadają…
Do następnego!!!
Izabela i Janka
Gdzie ja byłam, jak był konkurs 😀
Gratulacje dla wygranych, piękne historie łapiące za serducho.
Nie wiem gdzie byłaś! O następnym konkursie będę głośniej krzyczeć 😛
Dziękuję 🙂 Bardzo cieszę się z wygrane obroży. Często wychodze z Riva na nocne spacery i dzięki niej bedzie ona bardziej widoczna 😀
Napisz do mnie maila – dogadamy szczegóły jak ma wyglądać obroża i gdzie mam ją wysłać 😉
oki 🙂
Cześć Iza 🙂
Czytając blog Adriany natrafiłam na jej post o Do As i Do, gdzie był link do twojej notki o tej metodzie. Metodę znałam już wcześniej, kiedyś była opisana w Dog & Sport (konkretnie to była reklama seminarium z Claudią). Bardzo mi się spodobała i chciałam ją spróbować. Ponieważ w internecie nie było za dużo o tej metodzie (po polsku), sama metodą prób i błędów doszłam jak osiągnąć najlepsze efekty 🙂 Zaczęłam od najłatwiejszej rzeczy, czyli obiegania drzewa. Zula już wcześniej znała tę komendę, a drzewo kojarzyło się jej właśnie z tą czynnością. Najpierw ja obiegłam, potem powiedziałam Zuli ''powtórz'. I Zula od razu powtórzyła 🙂
To był nasz początek, potem zaczęłam być bardziej kreatywna. Jak nauczyć psa zamykania drzwi? Jak nauczyć psa wchodzenia na poduszkę?
Ponieważ wiedziałam, że miłością Zuli jest j e d z e n i e, uznałam, że można trochę improwizować 🙂 Wzięłam ciastko, podeszłam do drzwi, pchając je jedną ręką, a drugą jedząc teatralnie ciastko. Zula patrzyła patrzyła… powiedziałam, okej, powtórz. Zula momentalnie pobiegła do drzwi i je zamknęła 😀 Tak samo było z poduszką. Kiedy podeszłam do poduszki, wyjęłam ciastko, znowu zaczęłam je jeść… I znowu Zula pędem pobiegła do poduszki!
Się chyba troszkę rozpisałam, ale ta metoda jes bardzo mało popularna w Polsce, a szkoda, poza tym seminarium z Claudią kosztowało 500zł :/ I nie ma z kim o niej pogadać 😀
Cześć Zosiu! :)))
Przymierzam się do nakręcenia filmu z rzeczami jakie ogarnęłyśmy dzięki do as I do, na razie lista jest marna, ale bardzo się cieszę, że w naszym repertuarze jest coś, co udało nam się osiągnąć tą metodą.
Chętnie poczytałabym jak inni sobie radzą, bo u nas bywa ciężko. Ale improwizację z "jedzeniem ciasteczka" chyba też spróbuję! Jak masz jeszcze inne rady, to chętnie je przyjmę!
Najważniejsze dla mnie jest to, że możemy się tym po prostu bawić, nie prowadzi to często do nauki konkretnej sztuczki, a jednak zacieśnia się więź z psem, pracuje mój i Janki mózg i nie ma już mowy o "nudzi mi się, ale nie wiem co porobić" 😉
U nas też to raczej nie jest żadna konkretna sztuczka 🙂
Innych rad nie mam, bo ostatnio raczej mało ''kształcę się'' w tym kierunku…
A jedzenie ciastka naprawdę polecam 😀