Jeszcze dobrze nie zaczęłam się nudzić po powrocie z Malborka, a już Asia od Juniora (KLIK) zaproponowała trzydniowy wypad na ich działkę… No jak mogłam odmówić?
Nie mogłam! Dlatego nie odmówiłam.
Podróż przebiegła dość sprawnie, choć Janka wyjątkowo była marudna. Wierciła się i popiskiwała, dlatego Junior był zniesmaczony, bo nawet na chwilę nie mógł się zdrzemnąć.
Musicie wiedzieć, że Janka z Juniorem znają się prawie od początku kiedy suka jest u mnie w domu. Pierwszy raz spotkali się mniej więcej w trzecim miesiącu jej pobytu u mnie i od tego momentu dość regularnie chodzą razem na spacery. Psy nie mają problemu, żeby siedzieć razem na tylnej kanapie w samochodzie, super dogadują się na spacerach, na dodatek „cielesna” bliskość Juniora wcale Jance nie przeszkadza. To jej najfajniejszy kumpel! Psiak respektuje jej humory, choć potrafi ją ustawić. I mimo, że zazwyczaj ignorują się na spacerach, to jednak każdorazowo szaleją na swój widok. Janka jest w nim zakochana po uszy, bardzo przeżywa, kiedy na grupowych spacerach Junior interesuje się nowymi psami, a Jankę traktuje jak powietrze i nawet się z nią nie przywita.
Na miejscu zrobiliśmy szybkie powitanie z domem i ogrodem, a później ruszyliśmy na spacer. Już od pierwszych chwil wiedziałam, że to idealne miejsce dla nas. Tam jest tak uroczo, tak sielsko, że sobie nie wyobrażacie! Ledwo przeszliśmy na drugą stronę drogi, a naszym oczom ukazało się to:
Psy biegały, zwiedzały… Janka zaliczyła każdy rów z wodą…. nie nie. Z błotem! Wytarzała się w zdechłym krecie (ale staaaryyym) i chyba wiedziała, że zostajemy tu na dłużej, bo po spacerze momentalnie odnalazła się w domu jak i w jego otoczeniu.
Po pierwszym spacerze czekała Jankę kąpiel. Fuuujjjjj… Ta to ma hobby – szlam i zdechły kret. Kąpiel została powtórzona tego dnia jeszcze ze 2 razy, bo Janka ma niesamowitą zdolność do wynajdywania szlamu, który tym razem odnalazła w rowie na działce u Asi. Daleko łazić nie musiała.
Nie zliczę ile razy musiałam płukać jej obroże i szelki, dlatego mam wrażenie, że nic innego pierwszego dnia nie robiłam. Ostatecznie machnęłam ręką, bo była to walka z wiatrakami. Zaschnięte błoto i nasiona w sierści Janki przywiozłyśmy ze sobą do Łodzi, na pamiątkę!
Postanowiłam delektować się otoczeniem i nie zwracać uwagi na psy – zawsze się spinam, kiedy z Janką „nicnierobimy” przy innym psie, no ale przy Juniorze…?
Popołudnie spędziłyśmy na tarasie. Odpoczywałam całą sobą i chłonęłam to, co miałam przed oczami:
A co w tym czasie robiły nasze psy? Wzięły z nas przykład i również odpoczywały w spokoju… To też był piękny widok.
To, że nasze psy się dogadywały, było dla mnie najważniejsze na tym wyjeździe. Junior był niesamowity, bardzo delikatnie podchodził do Janki, nie był nachalny, cierpliwie ją obserwował i dawał poczucie bezpieczeństwa. Przepięknie z nią „gadał”, żałuję, że ciągle nie miałam pod ręką kamery, bo ich relacje są czymś, czego Janka nigdy w życiu nie doświadczyła. Mój pies się zmienia! Dojrzewa, uspokaja, nabiera życiowego doświadczenia, a jednym z jej psich przewodników jest właśnie Junior.
A jak Janka traktowała Juniora? Cierpliwie i bez wybuchów emocji, choć wyszła z niej prawdziwa „wredna suka”. To ona zawsze tarasowała wyjście na dwór tak, by Junior błagał ją wzrokiem o przejście… To ona porzucała na chwilę konga, prowokując Juniora by jej go podebrał i by dostał za to od nas ochrzan. To ona przerywała zabawę, kiedy oba psy się rozkręciły – to akurat było niesamowite! Janka sobie latała, a on się przyłączył i chyba pierwszy raz w życiu mój pies bawił się z innym psem. To nie była pogoń, to nie była gonitwa, to był zaczątek prawdziwej psiej zabawy, który trochę wytrącił Jankę z równowagi, co Junior bardzo mocno i szybciutko uszanował.
Marzy mi się, by jeszcze kiedyś z nim pojechać na wakacje. To bardzo fajny, dobrze ułożony i stabilny pies, a Janka bardzo potrzebuje takich w swoim życiu. Ja za to potrzebuję takich ludzi jak Asia – świadomych, wiedzących czego psom potrzeba i wymyślających co i rusz nowe aktywności.
W trakcie tego wyjazdu poćwiczyłyśmy trochę agility, tropienie i crate games. Jeśli okaże się, że nasze filmiki przejdą weryfikację asiowym okiem, to prawdopodobnie powstanie pamiątkowy filmik z tego wyjazdu.
Jednym z fajniejszych doznań pobytu w Pszczonowie była wycieczka rowerowa z psami biegającymi luzem. Do tej pory zawsze miałam Jankę na smyczy, jednak okolica po której jeździliśmy zachęcała by psy biegły obok. Janka się spisała! Trzymała się rowerów, pięknie kłusowała, nie było widać po niej zmęczenia, tylko czystą radość z biegu. Pięknie gospodarowała swoimi siłami, jej ruch był płynny i delikatny.
Czy był to wyjazd pod znakiem „idealnie że ojeja!”? Niestety nie…
Janka dwa razy zwiała poza umowne ogrodzenie działki, raz zatrzymały ją krzaki w rowie (i widać było panikę w jej oczach, jak nie umiała znaleźć drogi powrotnej), a drugi raz przekroczyła rów i poszła odwiedzić sąsiednie domostwo… Nie wiem o co chodzi, ale otwarta furtka, dziura w siatce, ułamany szczebel w płocie – to są dla niej zaproszenia do eksploracji terenu. Jest to tak silne, że nijak nie mogę jej tego oduczyć. Przeczesze teren i może wracać… Ale ja wolałabym, żeby tam w ogóle nie zaglądała.
Dwa razy zdarzyło jej się zaszczekać na głosy dobiegające zza krzaków – rasowy wiejski burek, kurde! Raz już leciała w kierunku odgłosu, ale udało mi się ją zatrzymać, za drugim razem nie opuściła tarasu – na jej szczęście.
Każdy taki wyjazd uczy czegoś nowego, bardzo się cieszę, że miałam okazję obserwować reakcje Janki na nieogrodzonym terenie, z którego mogła często korzystać bez nadzoru oraz reakcje wobec innego psa. Świetne doświadczenie! Ktoś, kto widziałby je razem w domu, na pewno nie domyśliłby się, że Janka ma tak duże problemy z psami.
Mam nadzieję, że uda nam się to kiedyś powtórzyć, bo chcę więcej i więcej!
Ech, takiego Juniora to bardzo nam brakuję.. Może Luśka też powoli nauczyłaby się obcować z większymi psami. Z kolegami i koleżankami podobnych gabarytów dogaduje się w miarę nieźle, ale większe psy to wciąż problem. A tarzanie się w zdechłym krecie mnie zupełnie rozwaliło! 😀 😀
Zwierzęce truchło jest najwspanialszą przygodą każdego spaceru 😉
Mam nadzieję, że znajdziecie kiedyś takiego kumpla. Ja miałam ogromne szczęście, że tak szybko poznałam Asię i że nasze psy się dogadały, a był to czas wielkiej, wręcz GIGANTYCZNEJ walki z Janką i jej lękiem przed psami.
Misza jest totalnym wiejskim burkiem tutaj, obszczekuje wszystko co nie jest dla niej naturalnym tłem. Odgłos samochodu, sąsiad robiący coś w ogrodzie, rozmowa w której "głosy" nie pasują do postaci itp itd.
Czyli za dużo sielskości też nie jest dobre? 😉 Na szczęście jak wróciłyśmy to obszczekuje zza drzwi jedynie nowych sąsiadów, ale minie tydzień i pozna, że to swoi.