Tropowa Wielkanoc z BavariaTeam

tropienie użytkowe otojanka
Już wiecie, że moja tegoroczna Wielkanoc była wyjątkowa – ten świąteczny czas czas spędziłam nie tylko z rodziną, ale także na dość aktywnym spacerze po polach i lesie… Okej, przyznaję, trochę też siedziałam w krzakach. Chciałabym Wam opowiedzieć o tych kilku dniach.

Pierwszy raz na warsztatach tropowych z BavariaTeam (KLIK) byłam w zeszłym roku, w ciągu tych 12 miesięcy udało nam się kilkukrotnie poćwiczyć, jednak nie było to na tyle częste i regularne, żeby mnie satysfakcjonowało, dlatego też sporo czasu poświęcałam na różne zabawy węchowe.

Nie ukrywam, że lekko się tresowałam, bo marzyłam, aby Janka pokazała się od najlepszej strony i żebyśmy obie wyciągnęły z kolejnego spotkania jak najwięcej. W ciągu minionego roku miałam mnóstwo pytań, bo po każdym treningu coś się pojawiało. Sęk w tym, że nie miałam nikogo, z kim mogłabym konsultować nasze postępy lub ich brak, dlatego wolałam tropić mniej, ale konkretniej. Bałam się, że to „mniej” i tak jest za mało… Wiadomo, znowu odezwała się we mnie postawa olimpijczyka. Bardzo złudna postawa, bo jak się dalej okaże: „mniej i konkretniej znaczy wystarczająco”.

System warsztatów był bez zmian, tj. wykład – zajęcia w terenie i wykład – zajęcia w terenie. Jedyna różnica jaka była, to taka, że niedziela była wolna, i to ją spędziłam u rodziny, a nie w krzakach, a i pies mógł sobie niby wypocząć…

DZIEŃ 1 (piątek)
Wykład. Trochę się bałam, że usłyszę dokładnie to, co w zeszłym roku, ale na szczęście wykład był przygotowany na nowo, z najświeższymi informacji, ciekawie przeplatany materiałem filmowym i historiami z życia wziętymi. Mam tylko jedno „ale”! W fejsbukowym wydarzeniu pojawiła się informacja, że tego dnia będzie wykład o psim nosie prowadzony przez Ewę Pawlikowską, a takiego zestawienia (psiego nosa i Ewy) nie było.

DZIEŃ 2 (sobota)
Na pierwszy ogień poszła grupa psich świeżaków, zajęcia były na polu i ze względu na kameralność imprezy wszystko szło bardzo sprawnie. Tak sprawnie, że wchodząc z Janką do pracy nie zrzuciłam z siebie tego wszystkiego co się kumulowało w mojej głowie. Janka źle zniosła „porzucenie” w samochodzie, zrobiła mi w środku niezłą rozpierduchę, to się nigdy wcześniej nie zdarzało. Chciałam puścić ją luzem, żeby sama zrzuciła nagromadzone emocje, ale nie było to możliwe, bo w pobliżu czekał kolejny pies. Na dodatek weszłam w tłum ludzi i nie mogłam się zorganizować, zrobiło się gorąco, musiałam zdjąć czapkę… no sami wiecie jak to się czasem potrafi kumulować i w pewnym momencie przeszkadzać zaczyna wszystko. A grzywka musi być zawsze idealna! Żeby było ciekawiej, chciałam przetestować nową linkę i ona także mi przeszkadzała. Była za ciężka, miała ogromny karabińczyk, przez co kompletnie nie czułam psa, za to czułam jak mi ten sznur zwisa i myślałam jedynie o końcu pracy i spuszczeniu Janki z tego felernego sznurka.

Było ciężko, bardzo ciężko! Janka pracowała fatalnie, a ja nie mogłam się uspokoić, byłam strasznie nabuzowana. I wiecie co zrobiła Janka po znalezieniu pozoranta i uraczeniu się pasztetem? Dała buziaka!!! Tak, pozorant dostał od Janki buziaka. W szoku byłam ja, w szoku była Kasia, która nam się schowała. I wtedy sobie pomyślałam, że gdzieś mam to, że ciężka linka i że gorąco, i że nie było tak jak planowałam, bo mój pies jest wyjątkowy! Janka zmienia się każdego dnia i pokazuje mi, że nie warto myśleć schematami, nie warto się przejmować drobnostkami, bo ostatecznie i tak będzie dobrze.

Banshee z obstawą

Ślad wzdłuż kanału, do sprawdzenia dwa mostki, zakręt i na koniec Piotrek przy kapliczce. Znaleziony, objedzony.Dlatego kiedy przyszła pora na kolejny ślad, byłam już totalnie wyluzowana. Na pewno pomogła mi kanapka i herbata – to była taka chwila tylko dla mnie. Zjadłam, napiłam się, wyciszyłam. Poplotkowałam i wyszłam na kolejny ślad ze świadomością, że mój pies i tak sobie poradzi.

Sukces!

W poniedziałek dużo lepiej szło nam rozpracowywanie skrzyżowań, ale Janeczka uwielbia schematy: ścieżki – no przecież ludzie chodzą ścieżkami! Bardzo się nimi sugeruje i widzę, że często ją rozpraszają.
Dodatkowo ma tendencje do zamyśleń, co nie jest nowe w jej życiu, jednak w pracy tropowej muszę być na to wyczulona i szybciej wybijać ją z tego stanu.

To był bardzo udany dzień. W końcu zaczęłam naukę wchodzenia w zakręty, do tej pory sprawiało mi to ogromny problem, szłam za psem i wpychałam go tam, gdzie często nie powinien iść. Janka ma tendencje do chodzenia skrótami, a ja nie umiem jej jeszcze wystarczająco dobrze czytać na śladzie.

Po pracy w terenie mieliśmy omawianie materiału filmowego – to jest chyba jedna z najważniejszych rzeczy na seminarium – dopiero na filmie widać te niuanse, który umykają podczas pracy na śladzie.

W trakcie wykładu była burza, więc kiedy wróciłam do domu, przywitał mnie roztrzęsiony pies. Janka dochodziła do siebie ponad dwie godziny, dlatego niestety nie mogłam zaobserwować tego, co bardzo cenię w tropieniu – pozytywnego zmęczenia psa. Plusem sobotniego treningu był dobry apetyt, Janka zjadła kolację z dokładką, co bardzo mnie ucieszyło, bo w tamtych dniach znowu przechodziłyśmy problem z motywacją na jedzonko.

DZIEŃ PRZERWY (niedziela)
Miałam nie opisywać tego dnia, bo w niedzielę nie było zajęć. My spędziłyśmy niedzielę u Rodziny, cały dzień. Poszłyśmy na śniadanie, wyszłyśmy po kolacji. Przed obiadem postanowiłam pójść na spacer po pobliskich polach, które graniczą z osiedlem moich Rodziców. Ledwo weszłam na łąki, ledwo odpięłam psu smycz, a w bliskiej odległości odezwała się petarda. Wczoraj burza, dziś petarda… Janka lekko się spłoszyła, jednak udało mi się przykuć jej uwagę i rozproszyć na tyle, żeby skupiła się na zabawie. Niestety, po chwili odezwały się kolejne petardy, trzy, cztery… Tego już było za dużo i Janka dosłownie posrała się ze strachu. Zakręciła się w kółko, zrobiła kupę i przybiegła do mnie.
Bardzo długo pracowałam nad jej paniką w takich sytuacjach i jestem niesamowicie dumna, że w momencie strasznych odgłosów przybiega do mnie, a nie pędzi przed siebie na ślepo. W takich sytuacjach pozwalam też sobie aby wziąć ją na ręce, bo wtedy szybciej dochodzi do siebie. Nie pozostało nam nic innego niż powrót do domu. Spacer z roztrzęsionym psem nikomu nie sprawia przyjemności.
Muszę pochwalić moich Rodziców – biała kiełbaska zdecydowanie poprawiła Jance humor, jednak do końca dnia była bardzo wyczulona i chętnie chowała się pod stołem, niż leżała na swoim posłaniu.
Mimo tej hukowej nieprzyjemności, ten dzień dał nam obu chwilę wytchnienia i odpoczynku, dzięki czemu ostatniego dnia Janka była spokojna, opanowana, a jednocześnie bezbłędna w swojej pracy.

DZIEŃ 3 (poniedziałek)
Ostatniego dnia warsztatów pojechaliśmy do lasu, Janka dostała do rozpracowania dwa ślady, z czego drugi dużo trudniejszy, nie tylko ze względu na zakręty, ale tez na niespodziewane przeszkadzajki: szczekanie psa za płotem oraz napotkanie spacerującej psio-ludzkiej pary. I to było to, na co sama zwróciłam uwagę, bo później dowiedziałam się, że obserwował nas inny warsztatowy team, który wybrał się na spacer.

Przygotowanie do startu

W poniedziałek dużo lepiej szło nam rozpracowywanie skrzyżowań, ale Janeczka uwielbia schematy: ścieżki – no przecież ludzie chodzą ścieżkami! Bardzo się nimi sugeruje i widzę, że często ją rozpraszają.
Dodatkowo ma tendencje do zamyśleń, co nie jest nowe w jej życiu, jednak w pracy tropowej muszę być na to wyczulona i szybciej wybijać ją z tego stanu.

Janka tropi!

Pogoda nie była sprzyjająca, było chłodno, co jakiś czas sypał śnieg, raz zaatakowała nas ogromna grado-śnieżyca. Janka była wyciszona, ładnie zaczynała pracę i bardzo mi się podobało jej zaangażowanie.W poniedziałek dużo lepiej szło nam rozpracowywanie skrzyżowań, ale Janeczka uwielbia schematy: ścieżki – no przecież ludzie chodzą ścieżkami! Bardzo się nimi sugeruje i widzę, że często ją rozpraszają.
Dodatkowo ma tendencje do zamyśleń, co nie jest nowe w jej życiu, jednak w pracy tropowej muszę być na to wyczulona i szybciej wybijać ją z tego stanu.

Jestem ogromnie zadowolona z tych warsztatów, mimo niesprzyjających warunków do regularnych treningów udało mi się zobaczyć postępy własnego psa. Widzę też jak bardzo praca węchowa ją zmienia, uspokaja, nadaje pewności siebie. Dzięki temu, że potrafi skupić się na zadaniu, coraz rzadziej się rozprasza. A i ja często nie widzę i nie słyszę co dzieje się dookoła. Chociażby śnieg… Zauważyłam go dopiero po skończonej robocie.Pogoda nie była sprzyjająca, było chłodno, co jakiś czas sypał śnieg, raz zaatakowała nas ogromna grado-śnieżyca. Janka była wyciszona, ładnie zaczynała pracę i bardzo mi się podobało jej zaangażowanie.

Jeszcze raz powiem Wam to, co już kiedyś mówiłam (KLIK) – jeśli macie możliwość by poćwiczyć z psem tropienie, w ogóle się nie wahajcie! Jest to naturalna czynność, która daje niesamowitą satysfakcję nie tylko psu. Obie z Janką uwielbiamy tropienie i mam nadzieję, że w tym roku uda nam się wdrożyć regularne treningi. Po tych warsztatach nauczyłyśmy się wchodzić w skrzyżowania, wprowadziłam też komendę na pobieranie zapachu, którą zaczęłam przenosić na nasze zabawy węchowe i bardzo fajnie się to sprawdza! W końcu czuję, że z każdym treningiem i z każdą niby nic nie znaczącą zabawą mój pies się rozwija, a ja razem z nim.

 

15 komentarzy do “Tropowa Wielkanoc z BavariaTeam”

  1. ale fajnie! sama chciałabym kiedyś na takie tropienie pojść, zobaczyć czy sie nadajemy, wydaje się fajna zabawa 😀

    1. Jeśli tropienie to tylko z BavariaTeam.pl 🙂 Macie przynajmniej wtedy pewność, że robicie to jak należy. A znamy już parę australijczyków, które swoim nosem i urodą oczywiście podbiły świat 😀

  2. Brawo Janka! Brawo Iza! Za chęci bo nie każdemu chce się chcieć i za wytrwałość. U nas jest wręcz odwrotnie. Stef nie boi sie niczego i trzeba ograniczac ilośc bodźców wokoł bo na wszystko ragule, wszedzie chce wejśc, powachać i wycałowac a nie każdy reaguje na to pozytywnie. Czekamy na kolejne opowieści !

    1. Dziękuję!
      Czy ta "nadpobudliwość" Stefana to nie przypadłość rasy? Bo boksery kojarzą mi się właśnie z takimi psiakami na 1000%, wszędzie są, wszystkiego chcą spróbować, każdego kochają itp. 🙂

  3. Na początku myślałam, żeby też spróbować z tropieniem i nawet ułożyliśmy sami kilka śladów, ale nagle zrozumiałam że przecież to jest coś, czego nie mogę w moim psie rozwijać- skoro właśnie zapachy w lesie są dla nas takim utrudnieniem. Mój pies stał się nagle wielce myśliwski i wiem, że w tropieniu sprawdziłby się świetnie, ale mam inne priorytety i nie mogę sobie na to pozwolić, chyba że chciałabym mieć psa całe życie na smyczy.

    1. Nie mam doświadczenia w temacie rozwinięcia instynktu myśliwskiego poprzez naukę tropienia użytkowego. Prawda jest taka, że Janka stała się psem pewniejszym siebie, któremu niuchanie na spacerze sprawia bardzo dużą przyjemność. Nie wiem czy to wada czy zaleta, ale myślę, że jeśli będziemy to znacząco rozgraniczać i przyłożymy się do odwoływania psiaka, to nie powinno się nic złego stać. Tak czy inaczej – rozumiem Cię i wiem, czemu masz wątpliwości! 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.