Summer Trip 2015: Pszczonów

Udało nam się wrócić do tego raju na ziemi! Zeszłoroczną relację możecie znaleźć na blogu (KLIK) ale przygotujcie się i na tegoroczne ochy i achy.

To nasz drugi tegoroczny wyjazd w porze letniej, a że ciągle jestem na zwolnieniu – traktuję go jako typowe wakacje. Pierwszą wycieczkę miałyśmy z Tezą i Tajem (KLIK), więc tym razem pojechałyśmy odwiedzić Juniora (KLIK). W zeszłorocznym poście z wakacji możecie przeczytać o cudowności Pszczonowa i choć bardzo starałam się by ten post miał inne brzmienie… to najzwyczajniej w świecie nie umiem tego zrobić. To miejsce jest dla mnie zakątkiem szczęśliwości nawet wtedy, kiedy niebo wydaje burzowe dźwięki.

Ale co było takiego fajnego w tym roku? Przede wszystkim byłam totalnie wyluzowana. Na początku czerwca Janka spędziła u Asi kilka dni, więc byłam przekonana, że relacja z Juniorem jest jeszcze bardziej zażyła. Nie myliłam się, między nimi doszło tylko do jednej spinki, kiedy Junior skosztował zawartość jankowego konga w jankowej klateczce, na jankowych oczach. Pozostałe dni w Pszczonowie były właściwie usłane różami.

Już sam przyjazd wywołał falę pozytywnych emocji. Oprócz tego, że Janka jak zwykle zaliczyła rów ze szlamem i trzeba ją było płukać, pokazała też Juniorowi, że na działce są ciekawe zakamarki (łącznie z rowem ze szlamem). Widać było po niej, że powrót w to miejsce ją uszczęśliwił  maksymalnie! Pierwszy raz w życiu położyła się na płasko i ziajała tak, że język swobodnie zwisał jej z pyszczka. Możecie mi wierzyć – to się jeszcze nigdy nie zdarzyło!

W tym roku znowu udało nam się wybrać na wycieczkę rowerową (był to mój pierwszy trening od majowej kontuzji kolana) ale tym razem zajechałyśmy dużo dalej, bo aż do jeziorka. Oprócz tego było tropienie, trochę agilitków na hopkę i tunel, spacerki po pobliskich polach i zabawa do upadłego.

Pierwszej nocy (o 3:00 nad ranem) odwiedziła nas burza. Janka próbowała uciec z pokoju, ale tylko zatrzasnęła sobie drzwi. Próbowała się więc schować za łóżko, dlatego postanowiłam wziąć ją do siebie. Nie wiem ile to trwało, bo byłam nieprzytomna i co chwilę zasypiałam, ale czułam, że w moich objęciach pies się rozluźnia, czułam jak powoli zmniejsza napięcie poszczególnych mięśni, jak coraz rzadziej przeszywa ją lękowy dreszcz. Z siadu przeszła do leżenia w pozie Sphinxa (z głową w górze), by po chwili głowę położyć. Po skończonej nawałnicy odczekała około kwadransa i poszła do siebie. Na szczęście następny dzień był pełen wrażeń i Janka nie miała czasu rozpamiętywać tej koszmarnej nocy.


Ten pobyt w Pszczonowie był dłuższy i jakby intensywniejszy niż rok temu. Niby robiłyśmy to samo, ale obie czerpałyśmy z wyjazdu więcej i mocniej. Obie też niesamowicie odpoczęłyśmy w bardzo aktywny sposób. Udało mi się również poczynić kolejne testy naszej kamerki, dzięki czemu mamy z Asią fajną filmową pamiątkę „na dwa psy”.

Pierwszy raz testowałyśmy też tubkę z Rossmanna, w którą pakowałam pastę wątróbkową własnej roboty. Jance bardzo smakowało, a mnie spodobała się taka forma nagradzania psa.

Myślicie, że za rok uda nam się tam wrócić? Junior, a ty co myślisz? Przyjmiesz nas znowu do Pszczonowa?

4 komentarze do “Summer Trip 2015: Pszczonów”

Możliwość komentowania została wyłączona.