Moje pierwsze warsztaty z Piotrem Smurawą

Jakiś czas temu przeczytałam ten post (KLIK) i stwierdziłam, że tak to właśnie jest – trzeba szukać, dociekać, walczyć o to co dobre dla swojego psa. Wtedy też postanowiłam zrealizować coś, o czym myślałam od jakiegoś czasu. Postanowiłam zaprosić do Łodzi pana Piotra Smurawę, czyli Akademię Psa Pracującego.

Niedługo miną dwa lata, odkąd interesuję się tematem tropienia użytkowego, jednak jak pamiętacie – brakowało mi kogoś, kto może nami pokierować, kto podpowie w treningu i poradzi co zmienić, jeśli ślady nie poszły tak jak planowałam. Bardzo długo się miotałam, frustrowałam, nasze umiejętności ogarnął marazm i choć Janka w codziennym życiu zrobiła gigantyczne postępy, tak w tropieniu ciągle nic się nie zmieniało. Do tej pory liczyłam na zajęcia, które odbywały się w Łodzi, ale tych jest niestety bardzo mało. Zaczęłam więc spotykać innych zapaleńców tropienia i okazjonalnie z nimi ćwiczyć. Jedną z takich osób jest Magda, z którą od jakiegoś czasu spotykam się regularnie. Kiedy przechodziłyśmy „trudne chwile” w tropieniu, pokierowała tymi spotkaniami tak, że na nowo z Janką zakochałyśmy się w niuchaniu. Po kontuzji kolana, przyjeżdżała do mnie i układała krótkie ślady, Janka na nowo się zaangażowała do pracy. I to był prawdziwy przełom!

Później już poszło z górki – regularne treningi w mieście, a na każdym wyjeździe obowiązkowy ślad w obcym miejscu. Praca na różnych pozorantach, zmiana systemu nagradzania… Wiadomo, że chciałam więcej! I tak właśnie, po wielu rozmowach z osobami, które uczestniczyły w seminariach Akademii Psa Pracującego, postanowiłam, że to jest właśnie ten moment, aby naszą pracę obejrzał ktoś doświadczony, o świeżym oku. I tak to właśnie pan Piotr Smurawa, razem z Martą Kamińską przyjechali do Łodzi, aby w ostatni weekend listopada poprowadzić dla nas zajęcia z tropienia użytkowego.

Był to dla mnie bardzo duży sprawdzian organizacyjno-logistyczny. Z panem Piotrem byłam w ciągłym kontakcie, na bieżąco wysyłałam informację o psach, które miały pojawić się na seminarium, starałam się rozeznać w okolicy, której zdjęcia pokazałam przed seminarium. Co mogę powiedzieć? Byłam zachwycona tym, jak bardzo pan Piotr jest zaangażowany. Organizowanie seminarium z takim człowiekiem, to prawdziwa przyjemność!

W oczekiwaniu na pewnego wilczaka…

Seminarium miało standardowy zarys. W piątek wykład, w sobotę i niedzielę zajęcia praktyczne.

Kiedy w sobotę zebraliśmy się na łące, pan Piotr zniknął. Po 10 minutach, kiedy wszyscy już dojechali, ustalił kolejność psów, wybrał pozorantów i po kolei odprowadzał ich na ślady. Czy wiecie co to znaczy? To znaczy tylko tyle, że pierwszy raz podczas seminarium ćwiczyłam na tak odłożonych śladach! Wszystko chodziło jak w zegarku, nikt na nikogo nie czekał, nikt nikogo nie poganiał, każdy chętnie współpracował, każdy pozorował, każdy tropił. Organizacja cudna! Współpraca między ludźmi jeszcze lepsza. Humory dopisywały, atmosfera była skupiona i jednocześnie luźna, zabawowa.

Po porannych tropach pojechaliśmy na obiad, w trakcie którego omawialiśmy filmy… te, które się nagrały. Najważniejsze, że pan Piotr poznał już każdego psa, zweryfikował to, co opiekun o psie mówił i popołudniu wysłał psy na kolejne ślady.

Cedro i Asia

W niedzielę podzieliliśmy się na grupy. Psy, które dopiero zaczynały przygodę z tropieniem wróciły na pola, a psy, które już kiedyś tropiły zostały wysłane do miasta. Nie wiem co siedzi w głowie pana Piotra, chyba jakiś chochlik. Ale tak wymagających śladów się nie spodziewałam! Co więcej – nie wierzyłam, że nasze psy dadzą radę… Jak możecie się domyślać – bardzo się myliłam. Czasem trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu, zaryzykować, podnieść poprzeczkę i zobaczyć, że to był już najwyższy czas na zmiany!

Bardzo fajną sprawą było to, że w niedzielę również omawialiśmy filmy. Mam wrażenie, że dla każdego niedziela była pewnym przełomem i zobaczenie pracy swojego psa było naprawdę wartościowe.

Dla mnie to sobota była wyjściem ze strefy komfortu. Poranny ślad na polu poszedł mniej więcej tak jak się spodziewałam, czyli musimy ćwiczyć nie-ścieżki. Za to popołudnie… Zobaczcie gdzie schował się nam pozorant!

Taaak… Jak to usłyszałam, to powiedziałam, że Janka nie pójdzie, że chyba zwariowali, skoro zrobili jej ślad przy trasie. A samochody?! A tiry?! No haloooo!!! Marta tylko uśmiechnęła się pod nosem, machnęła ręką i powiedziała – zobaczysz, że pójdzie! No i co? No i poszła… I to tak poszła, że miałam wrażenie, że jest na węchowym haju. Była zaangażowana i bardzo dokładna, zmotywowana, nakierowana na jeden cel – znaleźć pozoranta. Znalazła! W przepięknym stylu!!!

Wniosek? Zaufaj tym mądrzejszym od siebie, bo na pewno na tym zyskasz.

W niedzielę układałam ślad w mieście dla wilczaka Cedro. Czułam niezdrowe podniecenie, bo to był bardzo fajny ślad! Tyle pułapek, tyle ciekawostek, bardzo duża trudność! Nie spodziewałam się, że i dla mnie zostanie wymyślone coś podobnego, dlatego chciałabym, żebyście najpierw obejrzeli film, a później przeczytali mój komentarz do niego.

Janka jeszcze nigdy nie tropiła w takim miejscu. Ostatnio częściej tropi w mieście, bo w tygodniu czas mam tylko wieczorami, a o tej porze roku wieczorami znośnie jest tylko w mieście. Mamy zaliczone parkingi przy szpitalach, parki pomiędzy uczelniami, parko-las w centrum Łodzi. Ale małe miasteczko w ciągu dnia? Tego jeszcze nie było.

W trakcie śladu działo się wiele! Pierwsza rzecz – Janka wystraszyła się autobusowego syknięcia. Reakcja była dość przesadzona, ale to jak szybko wróciła do pracy zdziwiło mnie ogromnie. Nawet nie zdążyłam się zestresować, a ta już tropiła. Druga sytuacja miała miejsce przy długim płocie z psem. Płot był trochę za długi i Jankę poniosło. Ale kiedy wyszła już z tej niefajnej sytuacji otrząsnęła się i wróciła do pracy. A później genialne rozpracowała skrzyżowanie. No z tego jestem tak dumna, że sobie nie wyobrażacie! Długo miałyśmy problem ze skrzyżowaniami i chyba w końcu zaczynam to czuć! Później znowu były pieski, ale tym razem nie było ich widać, Janka się wystraszyła, ale poszła sprawdzić co to, taka dzielna dziewczynka. No i podejście do pozoranta: kiedy zobaczyłam, że przed mostkiem Janka pokazuje mi, że już blisko jest pozorant, byłam pewna, że jest on schowany gdzieś po lewej stronie, za ostatnimi ogrodzeniami. Nie ukrywam, że trochę zdrefiłam jak Janka pewnie przeszła przez most. Po chwili podeszła do trawy i już sobie wyobrażałam jak skaczemy przez kanał, żeby wrócić do pozoranta. Ale nie!!! Janka nawąchuje, odwija się i już go ma – pod mostem. Gdybyście słyszeli moje zdziwienie. Naprawdę, tego się nie spodziewałam, dlatego jestem dumna z Janki, że mimo moich licznych i błędnie kłębiących się w mojej głowie myśli nie zasugerowała się nimi, tylko pewnie dążyła do celu. Oczywiście na filmie widać pozoranta dużo wcześniej niż ja go wypatrzyłam, dlatego fajnie, że w tamtej chwili byłam tak skupiona na psie, że wspólnie odnalazłyśmy zaginionego.

Ogromnie się cieszę, że zaryzykowałam i zadzwoniłam do Akademii Psa Pracującego. Jestem bardzo zadowolona z tych warsztatów, przygotowania śladów, obeznania z terenem, stopniowania trudności zadań dla poszczególnych psów. Wszystko było idealne i bardzo profesjonalne. Prowadzący byli zaangażowani, świetnie wpasowali się w naszą grupę i myślę, że każdy z nas wyniósł coś dobrego z tych zajęć. Ja zaczęłam wierzyć w Jankę, bo skoro ktoś, kto widzi nas pierwszy raz i ma już dla nas plan na co najmniej rok, widzi to, co możemy osiągnąć i czego dokonać, to dlaczego ja miałabym się temu nie poddać? Janka zrobiła duże postępy w swoim podejściu do świata i widać to podczas pracy na śladzie. Chcę to kontynuować i mam nadzieję, że będę miała taką możliwość.

Chciałabym serdecznie podziękować Miedziance (KLIK), która po tym, jak usłyszała o naszym seminarium postanowiła obdarować drobnym upominkiem wszystkich uczestników. Każdy, kto pojawił się na warsztatach dostał jedną z bransoletek Dog Love. Świetna pamiątka, Dziewczyny, jesteście wspaniałe!

fot. Joanna Kulesza

Baari, Cedro, Frida, Happy, Karmen, Marco, Matylda, Winter, Werka. Maili wymiatacze! Ogromnie miło było się z Wami spotkać po raz pierwszy i po raz kolejny.

To co, sniff you later?

16 komentarzy do “Moje pierwsze warsztaty z Piotrem Smurawą”

    1. Koniecznie! Tak naprawdę, do momentu kiedy nie zrobisz pierwszego śladu ze swoim psem, nie poznasz w pełni na czym to polega, także polecam z całego serca, tym bardziej, że jesteś już zainteresowana tematem 🙂

  1. Bardzo fajnie opisana relacja z seminarium. Janka naprawdę długi i trudny ślad miała. Świetnie sobie dała radę! brawo dla niej.

    ps. na co zwracasz uwagę w mowie ciała psa gdy mówisz, że pies "przed mostkiem Janka pokazuje mi, że już blisko jest pozorant"??

    1. Dzięki!
      Pewnie nie widać tego na filmie, ale Janka przed dojściem do pozoranta zawsze kładzie uszy, macha ogonem i robi taki mini skok. Trwa to dosłownie ułamki sekund. Zazwyczaj kiedy daje ten sygnał, to chwilkę idzie normalnie i znowu – już mocniej, pokazuje, że pozorant jest blisko, wtedy przeważnie puszczam linkę, bo ma go na celowniku. Tutaj sytuacja była utrudniona, a że drugi sygnał dostałam w momencie kiedy i ja się odwróciłam w stronę mostu i zobaczyłam pozoranta, na spokojnie sobie do niego doszłyśmy 🙂 Ślad był wyjątkowo długi i wymagający. Pierwszy taki w naszej tropowej karierze, dzięki czemu daje mi to świetny punkt odniesienia do przeprowadzania dużo prostszych treningów.

  2. Czekałam z niecierpliwością na pojawienie się tej relacji – ogromnie się cieszę, że warsztaty tak świetnie Ci się udały i to właściwie z każdej strony, zarówno osobistych, jankowych treningów, jak i pod względem organizacji. 🙂

    1. Prawda 🙂 Zawsze tak jest na semi, że ktoś z ekipy zna ślad. A ile miał długości? Nie powiem Ci! Totalnie tego nie pamiętam!

  3. Łał, świetna robota 🙂
    Chciałąbym kiedyś mieć możliwość spróbowania tropienia. Takiego prawdziwego, bo ja się niby coś bawiłam, ale wiem obecnie, że to był błąd na błędzie ;). aaale nie wiem nawet jak zacząć, miejmy nadzieję, że moja przeprowadzka umożliwi mi zagłębienie wiedzy w tej zakresie 🙂

    A Was podziwiam, suuuper 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.