To nasze drugie wspólne wakacje z Janką. Rok temu byłyśmy tydzień w górach (razem z Zorką) i dwa tygodnie nad jeziorem, pod namiotem, w ramach kolonii zuchowej. Janka spisała się na medal, co dało mi przekonanie, że w tym roku mogłabym spróbować czegoś nowego…
Nie miałam i nadal nie mam konkretnych planów na tegoroczne wakacje. Powoli lipiec dobiega końca, a my mamy już za sobą dwa, dość spontaniczne wyjazdy.
Kiedy okazało się, że „miszowcy” mają w planie odwiedzić swoją rodzinę na drugim końcu Polski, a żeby tam dojechać muszą minąć Łódź, momentalnie zaproponowałam im nocleg u siebie. Znaliśmy się wtedy tylko internetowo, ale to jest taki typ ludzi, z którym każdy znajdzie nić porozumienia 🙂 Miszowcy, czyli Kasia i Łukasz, oraz ich mała i przeurocza suczka Misza, umożliwili mi jednak poznanie ich szybciej niż się spodziewałam!
Nasze malborkowe wakacje mogę podzielić na kilka etapów.
ŁÓDŹ – MALBORK
Na dwa dni przed planowanym pobytem Kasi i Łukasza w Łodzi, pojechałam do nich do Malborka.
Spakowałam tylko to, co potrzebne, kupiłam bilet na pociąg i spędziłam w nim prawie 6 godzin, aby rozpocząć moje cudowne wakacje!
Kiedy kupowałam bilet dla siebie i Janki, pani w okienku stwierdziła, że jak jedzie ze mną piesek, to miejscówka musi być przy oknie! Pomyślałam, że to świetny pomysł, bo rozdrażniona podróżą Janka (gdyby siedziała przy drzwiach) mogłaby być niemiła wobec innych psów chcących minąć nasz przedział w wąskim korytarzu…
Okazało się jednak, że miejsce przy oknie było straszne. Ogólnie podróż była straszna. Było niesamowicie gorąco, bardzo tłoczno (mieliśmy przedział ośmioosobowy, w którym było 7 osób + pies…) a słońce, które prawie cały czas na nas świeciło, tylko potęgowało uczucie ścisku. Dodatkowo uchylone okno wpuszczało silne podmuchy wiatru, a mijane pociągi wydawały przerażające odgłosy, które nakręcały Jankę do ewakuacji…
Jedynym plusem tej podróży byli przesympatyczni współpasażerowie. Od razu zachęcili mnie do ściągnięcia Jance kagańca, a każda osoba pytana bezpośrednio – potwierdziła, że nie ma nic przeciwko. Dodawali Jance otuchy i pomagali mi ją utrzymać, kiedy postanawiała opuścić przedział… Nic nie mówili, kiedy 2 godziny siedziała mi na kolanach, a także bardzo ostrożnie mijali ją, kiedy leżała na podłodze. Mimo początkowych niemiłych doznań, podróż minęła w dość przyjemnej atmosferze, za co moim współpasażerom serdecznie dziękuję!
MALBORK
Kiedy dojechałyśmy do Malborka, pierwszym etapem (oprócz zrobienia przez Jankę wyczekiwanego siku i wypicia butelki wody) było zapoznanie Janki z Miszą. Powitanie przebiegło całkiem sympatycznie, choć bałam się, że mój rozdrażniony podróżą pies przypomni sobie wszystkie zachowania sprzed adopcji… W domu też było całkiem miło, choć zwierzaki były pod ścisłą kontrolą, często także na smyczach „w razie czego” 🙂
Cieszę się, że trafiłam na tak świadomych właścicieli, Misza jest psiakiem, który garnie się do ludzi i kocha wszystkie zwierzęta, dodatkowo ma specyficzny odruch ruszania przednimi łapkami, co może zezłościć co wrażliwsze psiaki. Dzięki temu, że kontakty jankowo-miszowe były pod nadzorem, Janka mogła się odprężyć, bo wiedziała, że „ten mały piesek” nie podejdzie do niej znienacka.
Tego samego dnia, pod wieczór, wybraliśmy się na długi spacer po polach. Prowizorycznie ubrałam Jankę w linkę, gdyż kilkakrotnie było słychać wystrzały, a zmęczony podróżą i łatwo wpadający w schizy pies, mógłby się łatwo spłoszyć.
Spacer był cudowny! Tego było nam trzeba jako idealne zakończenie dnia, choć przed snem zrobiliśmy jeszcze POM, czyli Powolny Obchód Miasta 😉
Już pierwszego dnia Janka zadziwiła mnie, że potrafi się rozluźnić przy innym psie, obie z Miszą padły jak muszki, leżały od siebie w odległości dwóch metrów i pochrapywały. To moje pierwsze tak pozytywne doświadczenie z odwiedzin u kogoś posiadającego własnego psa.
Następnego dnia wybraliśmy się rano nad rzekę. Muszę przyznać, że urokliwe otoczenie pozwoliło mi się totalnie wyluzować, dzięki czemu Janka miała okazję na chwilę zabawy swoim ukochanym tygryskiem…
A później był czas na pływanie! Moja mała wydra nie przepuści żadnej możliwości kąpieli 😉
Kiedy Nogat został już dokładnie spenetrowany, a nasze psy wchłonęły całą jego wodę, postanowiliśmy przejść się w okolicy Zamku, jednak szybko rosnąca temperatura skutecznie przegoniła nas do domu.
Najgorszy upał przeczekaliśmy w mieszkaniu i późnym popołudniem ruszyliśmy nad morze! Ta wycieczka była chyba największą niespodzianką. Ci z Was, którzy śledzą nasze losy na facebooku (KLIK) może pamiętają, że szukałam fajnej bazy, by wyskoczyć z Janką nad morze, tylko na chwilę, w końcu „pierwszy raz” nigdy nie może być przytłaczający. Wylądowaliśmy w Stegnie, dlatego co i rusz napotykaliśmy ludzi – nie przeszkodziło nam to w znalezieniu fragmentu pustej plaży i… małym szaleństwom w piasku i morskiej wodzie.
Reakcja Janki była dla mnie oszałamiająca. Jak tylko weszłyśmy na piasek, zaczęła podskakiwać i chciała lecieć do wody. Byłam pewna, że słona woda zniechęci ją do pluskania, ale nie! Łapała fale, popijała wodę tak, jak ma to w zwyczaju nad jeziorem, biegała z wody do piasku i z powrotem… Istne szaleństwo!
Kompletnie nie przeszkadzał jej piasek na pysku, w oczach i w nosie… Zawzięcie bawiła się znalezionym patykiem zachęcając mnie do jego rzucania.
Widać było po niej, że jest absolutnie szczęśliwa. Za rok koniecznie musimy się wybrać nad morze, tym razem na dłużej.
Na plaży zdarzyła się również pewna sytuacja… Podeszła do nas dziewczynka z tatą, który spytał się, czy można pogłaskać psa. Janka nie ma styczności z dziećmi, jednak tym razem postanowiłam sprawdzić jak zareaguje. Dziewczynka dostała suszoną szprotkę, którą podała Jance na otwartej dłoni. Delikatnie przytrzymałam Jankę za szelki i po wykazaniu jankowego zainteresowania dziewczynką, mała pogłaskała mojego psa. Janka była zadowolona ze smaka, a dziewczynka w radosnych podskokach wróciła do swojego taty. Co ciekawe – Miszy się wystraszyła i ostatecznie jej nie pogłaskała.
To było cudowne popołudnie! Miszowcy zrobili mi niezłą niespodziankę zabierając nad morze, a sama Janka zaserwowała mi uderzenie endorfin i pokazała, że potrafi być szczęśliwym pieskiem nawet w zupełnie obcym miejscu. Sami zobaczcie – półprzymknięte oczy, błogi wyraz pyska i uszy na boki. Moja szczęśliwa Janeczka! Trudno mi było utrzymać ją w siadzie, po chwili się położyła i przysypiała w pozycji „sphinxa”, więc u niej to prawdziwy sukces!
A co na to Misza? Ano… 😉
MALBORK – ŁÓDŹ
Kolejnego dnia ruszyliśmy już do Łodzi. Tym razem drogę pokonałyśmy w samochodzie, w którym miałyśmy dla siebie tylną kanapę. Chyba pierwszy raz widziałam Jankę szukającą we mnie poduszki. Zdarzyło jej się nawet delikatnie przysnąć!
My byliśmy bardzo zmęczeni, nie wspominając już o obu suczkach, dlatego po wejściu do domu marzyliśmy by usiąść i napić się czegoś chłodnego. Nasza nieuwaga spowodowała, że Misza do mnie podeszła, a Janka ją przegoniła – i to był jedyny „incydent” podczas ich wspólnego mieszkania. Zaraz wyszliśmy na zapoznawczy z osiedlem spacer i wszystko wróciło do normy.
ŁÓDŹ
Plan na pobyt w Łodzi był dość intensywny, choć będąc już u siebie, miałam więcej możliwości by zostawić Jankę w domu, dzięki czemu mogła się wyspać, dobrze odpocząć i trochę za mną zatęsknić. Połaziliśmy sobie po polach i lesie, wykąpaliśmy się w jeziorze, a wszystko w ekstra towarzystwie.
Spędzaliśmy ze sobą każdą minutę, łącznie ze wspólnym chodzeniem na zakupy. I tu kolejny raz moja Janka dała mi powód do przemyśleń, gdyż zostawiona pod sklepem z „obcymi” ludźmi i psem (!!!) całkiem znośnie sobie radziła. Może działał na nią urok Łukasza, którego bardzo polubiła?
Kupno bułek na śniadanie i odebranie paczki z poczty, nie wiązało się już ze stresem i pokonywaniem setny raz tej samej drogi na osiedlu, uff!
Było to kilka szalonych dni. Myślę, że Janka była zadowolona z tego wyjazdu, jak i z pobytu naszych gości w Łodzi. Ogromnie się cieszę, że mogłam poznać tak fantastycznych i zakręconych psiarzy, a obserwowanie narastającej więzi między Janką i Miszą było niesamowite. To, jak z każdym dniem Janka coraz bardziej cieszyła się na widok Miszy, jak ignorowała jej pogryzania i wyczekiwała spokoju by mogła ją bez pardonu obwąchać, a w domu skorzystać z jej legowiska, z którego i tak się wylewała.
Nie wierzyłam, że w moim psie istnieje tak duża doza cierpliwości wobec innych psów i że grono jej psich kumpli kiedykolwiek się powiększy, a ja znajdę wyrozumiałych przyjaciół, którym nie przeszkadza mój pies w ich pościeli…
Kasiu, Łukaszu i Miszko – dziękuję Wam za wspaniały początek wakacji! Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze kiedyś spotkać.
Następnym razem polecam wagon rowerowy! Jest wieeeelki, zazwyczaj pusty i jest gdzie wiać prpzed słońcem!!!:)
Mam nadzieję, że będzie następny raz! 😀