Gdy człowiek wywołuje strach… cz. 2

Kilka tygodni temu poruszyłam pierwszą część jankowego strachu wobec ludzi (KLIK), dlatego dziś pora napisać coś więcej i rozszerzyć temat o lęku… wobec właściciela.

Janka w swoim poprzednim domu mieszkała z dwójką dorosłych ludzi (kobietą i mężczyzną) oraz młodą dziewczyną, która się nią opiekowała. Po dwóch latach takiego życia, młoda dziewczyna wyprowadziła się z domu, a pies został z osobami dorosłymi i mieszkał z nimi przez kolejny rok..

Dopiero po roku od mojej adopcji Janki spotkałam się z Dziewczyną, która powiedziała, że nie mogła znieść jak jej rodzina traktuje własnego psa… Ona sama miała w nowym mieszkaniu zakaz posiadania zwierząt, dlatego zdecydowała się na odnalezienie kontaktu do wolontariuszki schroniska, z którego Janka została adoptowana…

Kiedy to usłyszałam, pomyślałam od razu o jednej rzeczy – źle musiało się tam dziać, skoro Dziewczyna postanowiła oddać obcej osobie (w zamyśle „schronisko”) swojego ukochanego psa, niż starać się przekonać rodzinę do lepszego go traktowania. A prawda była taka, że działo się tam dużo gorzej niż ktokolwiek przypuszczał, bo chyba nikt nie umie sobie wyobrazić sytuacji, w której dziecko zabiera swojej rodzinie psa bo wie, że w schronisku będzie mu lepiej…

—— Część 2 —— strach przed właścicielem ——

Jakim cudem pies ma być spokojny, opanowany, pewny siebie, wyciszony i chętny współpracować z człowiekiem, jeśli w jego własnym domu – przysłowiowej oazie – spotykają go same złe rzeczy?

Janka jest psem niesamowicie wrażliwym i bardzo emocjonalnym. Nie wiem jaka by była, gdyby od szczeniaka została odpowiednio prowadzona. Ja dostałam kłębek nerwów, który sytuacje ją przytłaczające rozwiązywał panicznym szczekiem lub zębami.

Janka notorycznie się trzęsie. Jej „latające portki” to już chyba wizytówka!

Kiedy do mnie trafiła była przerażona. Fakt jest taki, że od pierwszego dnia mogłam jej zrobić wszystko. Dawała sobie przymierzyć szelki, wychodziła ze mną na spacer, nie uciekała kiedy ją głaskałam. Ale była skamieniała ze strachu. Otwierała się u mnie dobre 9 miesięcy i mimo, że szybko zaczęłam z nią pracować i jeździć na szkolenia, to śmiało mogę powiedzieć, że dopiero po takim czasie zaczęłam się z nią troszeczkę rozumieć.

Oczywiście w jej przypadku ważne było, by w domu poczuła się komfortowo i zaczęła mi ufać. Choć dzielnie znosiła wszystkie zabiegi pielęgnacyjne, to wiem, że paraliżował ją wewnętrzny strach.

Zaczęłam więc jej pokazywać, że obecność człowieka i jego dotyk nie są takie złe.
Ale samą pracę zrobiłyśmy od drugiej strony… To ona musiała najpierw mnie dotykać i wyjść z inicjatywą kontaktu z człowiekiem.

Robiłyśmy sobie krótkie sesyjki, siedziałam z wyprostowanymi nogami i zachęcałam ją by na nie weszła. Kiedy musnęła mnie choć jedną łapką – dostawała smaka. Później zaczęłyśmy się bawić we wszystkie łapkowe zabawy – podawanie łapek, przybijanie piątek, itp.

Fot. Zosia Dymek

Kiedy wracałam do domu, Janka zaczynała się cieszyć i na mnie skakała – chciałam to wyeliminować, jednocześnie nie gasząc jej za spontaniczność reakcji. Zaczęłam więc kucać i zachęcać ją do oparcia się o moje kolano. Teraz nasze powitanie wygląda podobnie – kucam, a ona się we mnie wtula. Robi to często bez zastanowienia, zrobi to też na komendę albo kiedy szuka we mnie wsparcia. Uwielbiam ten moment, bo Janka naprawdę nie często okazuje takie uczucia 🙂 Co ciekawe – jest to jedyna komenda, przy której smaczek ją tylko dekoncentruje, dlatego śmiem twierdzić, że całkiem polubiła takie tulenie!

Fot. Zosia Dymek

Jej skoki i chęć oparcia się o człowieka również przekształciłam w odpowiednie komendy. Od razu dodam, że nie zabraniam jej skakania na gości – bo to właśnie goście zazwyczaj ją do tego namawiają – „oj titu tiu, jak słodko, no cześć, cześć, cześćcześćcześć” i tym podobne 😉 Ci, którzy wiedzą jak zareagować (odwrócić się, cofnąć) są przez Jankę szanowani za decyzję. Ja jej w takim wypadku nie strofuję, bo tu również nie chcę jej gasić jeśli chodzi o kontakt z człowiekiem. Janka jest delikatna i wszelkie „skoki” to bardziej oparcie łapek żeby być bliżej twarzy, którą bardzo by chciała powąchać.

Wracając do wyłapywania zachowania i przekształcania ich w komendy – Janka już na mnie nie skacze, ale ma komendę „oprzyj się”, która wygląda podobnie. Jest to sprawa szalenie przydatna, kiedy nie mam siły schylić się po smycz lub żeby założyć jej obrożę. Moje wrodzone lenistwo korzysta z tego aż za często, a mój chory kręgosłup dodatkowo przy tym wypoczywa.

Drugą sztuczką jaką nauczyłam Jankę wyłapując jej machanie łapkami i szukanie oparcia, to „kuku”.

Fot. Sylwester Głowacki

Całkiem fajna sprawa, nie dość, że cieszy się powodzeniem wśród znajomych, to genialnie rozciąga psa przed wszelką aktywnością fizyczną 🙂

Kiedy Janka nie miała już większych oporów, żeby zjeść mi z ręki, musnąć mnie w trakcie zabawy i wskoczyć na kolano – przeszłam do fazy drugiej.
Zaczęłam ją po prostu dotykać, najpierw tylko w sytuacjach, kiedy ona sama inicjowała zabawę. Zaczęłam ją za to nagradzać smakami lub zabawką, tak, aby dotyk był tylko częścią zabawy, by nie musiała się na nim skupiać. Doszłyśmy już do momentu, kiedy spokojnie mogę jej zrobić masaż i się przy tym nie wzdryga, ani nie spina.

Dodatkowo często muskam ją kiedy obok niej przechodzę – ale nigdy z zaskoczenia! Szukam z nią kontaktu wzrokowego (a nie jest to trudne, bo w mieszkaniu towarzyszy mi praktycznie w każdej aktywności…), mówię do niej że jest piękna (:P) i po chwili łaskoczę pod brodą.
Do tej czynności zaczęłam też wprowadzać ostrzeżenie, tj. hasło „dotykam”. Każdy psiarz ma czasem ochotę po prostu wytarmosić swojego pupila! Ja tego robić nie mogę, bo moje spontaniczne przypływy czułości po prostu ją zaskakiwały i ZAWSZE się wzdrygała po dotknięciu. Stąd właśnie ostrzeżenie. Kiedy mówię „dotykam” – Janka wie co nastąpi i poddaje się sytuacji, dzięki czemu nasze poranne tulenia są coraz śmielsze!

Fot. Agata Szymczak

Możecie pukać się w głowę – po co tak skakać naokoło psa? Po co przejmować się jej wzdrygnięciami i sygnałami uspokajającymi, które wysyła prawie na każdym kroku…? Przecież to tylko pies…
Możliwe, że tak jest. Ale ten pies jest częścią mojego życia. Ja umiem postawić na swoim, umiem powiedzieć kiedy coś mi nie pasuje i tak ułożyć sobie dzień, żebym czerpała z niego radość.
Jeśli pies całe swoje życie był ignorowany, to użyje zębów, bo tylko tak może dosadnie powiedzieć co czuje. Nie chcę, żeby kiedykolwiek Janka musiała używać zębów. Chcę, żeby czuła się pewnie i dobrze we własnej skórze i w swoim otoczeniu. Respektuję jej humorki i fiksacje, jednocześnie staram się podchodzić do nich tak, aby następnym razem przeobrazić je w coś pozytywnego. Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się wyprostować jej psychikę, ale mam nadzieję, że życie u mojego boku sprawia jej radość, przyjemność i daje choć odrobinę spokoju.

10 komentarzy do “Gdy człowiek wywołuje strach… cz. 2”

  1. Bardzo mądre słowa i zachowanie. Jest tyle psiaków oddawanych z rąk do rąk lub schronisk ze względu na problemy, które przejawiają na co dzień. Ludziom nie chce się niestety z nimi pracować, wolą psa nazwać agresywnym, niegrzecznym i z ulgą pozbyć się go z domu. A jak widać, wystarczy trochę cierpliwości, nauki, no i oczywiście miłości i szacunku do zwierzęcia, żeby odnieść sukces.

    1. Dziękuję 🙂 Najważniejsze, to trzeba chcieć. Janka też dostała łatkę agresywnej i tej do uśpienia… Ale nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdybym skazała ją na schronisko lub uśpienie…

  2. W przypadku Izy to nie było 'trochę cierpliwości' ale całe jej morze. Piszę to ze wstydem ale uczciwie – mnie nie byłoby stać na takie oddanie i respektowanie powolnego tempa otwierania Janki na właściciela. Czapki z głów!

    1. Miedzianko, bez przesady… :* Choć Twoje słowa bardzo mnie wzruszyły i serdecznie Ci za nie dziękuję, to przecież nie jestem wyjątkowa. Wiele osób zmaga się z psimi problemami, ale chyba za mało się o tym mówi.

  3. Bardzo Was podziwiam i kibicuję w pracy nad Janeczką. Niewiele osób zgodziłoby się na takie poświęcenie – w końcu "to tylko pies"… Zu też ma swoje schizy, choć nieporównywalnie mniejsze, ale ja również wiele rzeczy robię "na zapas" i "na wszelki wypadek" – ludzie się pukają w głowę nie raz, ale szczerze mówiąc, mam to serdecznie gdzieś, bo to nie oni są dla mnie ważni, tylko komfort kundliszcza. Pozdrawiam 🙂

    1. A ja powiem, że jestem wielką fanką Zu i mam cichą nadzieję, że przyjdzie kiedyś dzień by i Janka nabrała takiej ogłady, obycia i szanowania świata jakie wypracowałaś u Zuzanki. Mam też nadzieję, że uda mi się nawiązać z Janką więź jaką Ty masz ze swoją królewną i z Raven – a to Tworzy się na naszych oczach i jestem pod wrażeniem!

  4. Gratulacje za cierpliwość i zaangażowanie. Wspaniale, że aż tak zależy Ci na tym, żeby Janka mogła czuć się komfortowo i spokojnie żyć bez nerwów i lęku.

    1. Myślę, że każdy świadomy właściciel stara się, aby życie jego psa było jak najlepsze. Janka lubi mi stawiać wyzwania, ale nikt lepiej nie uczy niż pierwszy pies. Pierwszy Pies! To brzmi dumnie 😉 Pozdrawiam!

  5. Lusia to też nasz pierwszy pies i rzeczywiście bardzo dużo od siebie się uczymy. Trzeba cierpliwości, spokoju i wytrwałości, żeby zbudować silną więź. Luśka co prawda nie ma kłopotu z ludźmi, ale kontakty z większymi psami stanowią dla nas nielada wyzwanie…:/ Trzymajcie się dziewczyny! P.s. trochę na około tu trafiłam, z Instagrama, przez facebook, ale cieszę się, że w końcu jestem 🙂

    1. Mimo, że naokoło – dziękuję, że jesteś z nami 🙂
      Temat psów to kolejna kobyła, którą muszę poruszyć na blogu… 😉

Możliwość komentowania została wyłączona.